Za nami czwarta edycja Festiwalu Literackiego im. Miśka z Męcińskiej. I od razu warto wspomnieć, że była to edycja najbliższa źródłu, bo jak zauważył Cezary Polak z Klubokawiarni Kicia Kocia, która gościła nas przez dwa dni festiwalu: Historia zatoczyła koło! Misiek z Męcińskiej wraca na Męcińską! Okazuje się, że parcela, przy której mieści się ogródek Kici Koci mieści się pod adresem Męcińskiej 10/14. Tego nie spodziewał się nawet Krzysztof Mich, autor wiersza, od którego tytułu festiwal wziął swoją nazwę. Cezary Polak, z myślą o festiwalu, zainicjował też specjalną linię piwa pszenicznego pod nazwą „Misiek z Męcińskiej” – ku uciesze uczestników imprezy.
Podobnie jak w zeszłym roku, biorąc pod uwagę okoliczności pandemiczne, największą radością dla wszystkich była możliwość spotkania się z ludźmi z całego kraju. Dystans społeczny dystansem społecznym, ale nie sposób przytulić się do przyjaciół, których nie widziało się niekiedy dwa lata.
Program był przebogaty i różnorodny. Największe wrażenie na mnie zrobił Andrzej Rodys – osiemdziesięciopięciletni dżentelmen z fenomenalną pamięcią i darem opowiadania o „Wiechu”, sobie i dawnej Warszawie. Pan Andrzej świetnie uzupełniał się z wypowiedziami Przemysława Śmiecha. Przy okazji – brawa dla moderatorki panelu – MagdalenyWalusiak. Zresztą nie był to jedyny panel poświęcony „Wiechowi”, bo kolejny – z udziałem m. in. Janusza Dziano i Andrzeja Ignatowicza poprowadził Cezary Polak. Cieszą nawiązania w trakcie rozmowy do poprzednich edycji „Miśka z Męcińskiej”. A już warsztaty gwary Janusza Dziano, to była prawdziwa petarda anegdot o języku Warszawy.
Rozmowa Doroty Ryst z Manulą Kalicką i Mariuszem Czubajem, to był niemal występ artystyczny z pisarzem w roli głównej. Nawet powiedziałem Mariuszowi Czubajowi po spotkaniu, że to było „prawdziwe show!”. Byłem tym pochłonięty do tego stopnia, że w trakcie spotkania z poetami i ich nowymi książkami pomyliłem godziny i niemal wygoniłem Karola Samsela ze spotkania, bo spieszył się na taksówkę. Na szczęście pozostali rozmówcy – Agnieszka Tyczyńska, Marcin Jurzysta i Krzysztof Mich, dali mi do zrozumienia, że się trochę z tym czasem zagalopowałem.
Uczestnicy turnieju jednego wiersza, jak zwykle nie zawiedli – wystartowało trzydzieści pięć osób z całej niemal Polski (min. Piotrków Trybunalski, Kraków, Kędzierzyn-Koźle). Statuetkę wykonaną kolejny raz przez Joannę Bylicką (oraz najważniejszą nagrodę finansową) zdobyła Monika Milczarek z Sieradza, która natychmiast po powrocie pochwaliła się nią na swoim Facebooku. I słusznie, bo to wyjątkowa nagroda.
Wisienką na torcie był występ Heńka Małolepszego i jego przyjaciół. To był drugi element muzyczny festiwalu, po przedpremierowej prezentacji albumu poetyckiego „Odbicia Saskiej Kępy”. Drugi, ale najbardziej nośny – do tego stopnia, że imprezę trzeba było przenieść do środka, by tam niemal do białego rana nucić z Heńkiem znane i lubiane warszawskie melodie o Stachu, Hance, cioci na imieninach i innych takich. No! Całkiem smaczny ten Misiek! I dobry do tańca!
Paweł Łęczuk